poniedziałek, 5 marca 2012

jak kitesurfer przetrwał na morzu czerwonym?

Kitesurfer Jan Lisewski
Kilkadziesiąt godzin spędzonych na Morzu Czerwonym było - jak zaznaczył Lisewski - walką o przetrwanie. Nie miał wody, nie mógł sobie pozwolić na sen, w dzień musiał zmagać się z ostrym słońcem, a w nocy z zimnem, musiał też walczyć z rekinami. - rekiny sprawdzają to, z czym mają do czynienia, czy to co pływa jest mięsem, czy też to coś innego, bo w Morzu Czerwonym pływa sporo śmieci. Kiedy zaczęły podgryzać latawiec, wtedy ja zacząłem je również atakować - powiedział kitesurfer.

Robił to - jak wyjaśnił - nożem, który miał przy sobie, próbując zranić rekiny w oczy, skrzela. W sumie w pewnej chwili pływało wokół niego 11 rekinów. - Nadszarpały mocno mój sprzęt, na którym leżałem. Pompowane tuby latawca zostały zmasakrowane - powiedział Liewski.

Kitesurfer podziękował wszystkim, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej. - Cieszę się, że udało mi się wyjść z tego zwycięsko - powiedział Lisewski.

Jednocześnie zastrzegł, że poszukiwania były - w jego opinii - zakrojone na szeroką skalę, ale jedynie te medialnie. - Nie wyglądało to dobrze - wspominał, dodając, że helikopter kilkakrotnie przelatywał koło niego i go nie zauważył, podobnie było z łodziami, choć jak zaznaczył, wysyłał sygnały SOS i race. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz